Rodzinnej sagi ciag dalszy – Mamusia w Anglii

Nie ma tak, aby sie nic nie dzialo, wiec sie dzieje.

Pod koniec marca Mamusia wreszcie do mnie przyleciala! Nie chciala za bardzo, bala sie, podejrzewam, boi sie nieznanego. Ale w koncu sie zgodzila. Z wozkiem inwaldzkim, dwoma kulami, i dwoma walizkami wybralysmy sie na lotnisko. Musialysmy wygladac przekomicznie, ona na wozku, jedna reka popycha walizke, ja jedna reka manewruje wozkiem a druga ciagne walizke. A kule w poprzek wozka wystaja i ludzi zahaczaja….

Ale podrozowac z osoba niepelnosprawna jest, wbrew pozorom, latwiejsze. Nie musialysmy czekac w zadnych kolejkach, bo wszedzie urzednicy kazali przechodzic pierwszym. Jesli ma sie opieke pracownika na lotnisku (mialysmy w Egipcie), to ten pracownik przeprowadza osobe niepelnosprawna totalnie bez zadnego czekania.

Do samolotu zawiezli nas specjalnym transportem, i weszlysmy na samolot jako pierwsze. Za to wysiadlysmy jako ostatnie – trzeba poczekac, az wszyscy inni wysiada z samolotu.

Na lotnisku w Warszawie czekala nas niemila niespodzianka – wozek Mamusi nie dolecial! Ja rozumiem, ze jesli samolot jest zbytnio obciazony, to zostawiaja walizki, i przesylaja je nastepnym lotem (dlatego czasami nasz bagaz zostaje ‘zgubiony’). No ale zeby wozka inwalidzkiego nie zapakowac? W dodatku nikt na lotnisku nie chcial nam w zaden sposob pomoc, mialysmy wracac autobusem do mnie, ale w takiej sytuacji to byloby niemozliwe, wiec musialysmy pojechac taksowka (autobus £15, taksowka £70).

No ale dojechalysmy, i po pieciu czy szesciu tygodniach musze przyznac, ze na dobre Mamusi wyszedl ten przylot. Codziennie wstaje, ubiera sie (w domu zdarzalo jej sie spedzac cale tygodnie w pizamie), myje zeby, zaczela sie smiac… zapisuje sobie w zeszycie, co robila, i nie protestuje na wszystko. Rowniez przestala narzekac, zawsze mowila ‘ojejku’ na kazda propozycje czegokolwiek, teraz chetnie (no, powiedzmy) wstaje i robi. Nawet czasami jak jej daje wybor: idziesz ze mna, czy chcesz w domu zostac, to chce isc! 🙂

W Polsce ze wzgledu na sytuacje Mamusia spedzala caly czas w domu, glownie w lozku, ogladajac telewizje. Tutaj udaje sie nam robic wiecej, zabieram ja na spacery z psem (oczywiscie w miare jej mozliwosci, ale zmuszam ja do ruszania sie), pojechalysmy Zuzie zawiezc i przywiezc na uniwersytet, zabralam ja na miasto, do sklepow, jej ukochanych szmatlandow, na dzialke, do cyrku, wczoraj spedzilysmy szesc godzin na kiermaszu dla ludzi, ktorzy kochaja psy (napisze o tym za kilka dni). Wydaje mi sie, ze odzyla. Wszystko co dobre szybko sie konczy jednak, i niestety juz niedlugo bede musiala ja odwiezc do Polski.

A tymczasem w Polsce, tydzien po wyjezdzie…. no ale o tym napisze juz wkrotce.

2 thoughts on “Rodzinnej sagi ciag dalszy – Mamusia w Anglii

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.