Popstrzykalam sie

Popstrzykalam sie z naszym skarbnikiem.

Pracuje w swojej organizacji juz od 11 lat. Zaliczylam 3 CEO, i powoli wspinalam sie do pozycji, na ktorej teraz jestem. Jedna z moich rol (bo mam ich trzy) sa finanse. Jestem bardzo dumna z tego, jak pracuje, i jak opiekuje sie finansami organizacji.

Nasz skarbnik, wolontariusz i czlonek zarzadu (wszyscy czlonkowie zarzadu sa wolontariuszami) pochodzi z Pakistanu. Podejrzewam, ze z powodu kultury, wydaje mu sie, ze jest ponad nami (mowie tutaj o mnie i o naszej CEO), ze jest wazniejszy, i ze to, co on powie, to tak ma byc.

N (nasza CEO) nigdy mu sie nie sprzeciwia, i zazwyczaj robi to, co on powie. Ja z kolei, mam odwage sie mu postawic, i jesli cos mi sie nie podoba, to to mowie. Co z kolei jemu sie nie podoba.

W piatek mielismy spotkanie, N, skarbnik, oraz dwoch przewodniczacych zarzadu. W pewnym momencie skarbnik zasugerowal, ze nalezy sprawdzac transakcje finansowe, aby upewnic sie, ze zadne szachrajstwa sie nie dzieje. Oczywiscie, trzeba, ja sie z tym zgadzam. Ale sposob, w jaki on to powiedzial, uderzyl bezposrednio we mnie, w moja prace. Poczulam sie tak, jakby krytykowal to, co ja robie. Ciezko to opisac, ale jego sugestia brzmiala jak oskarzenie.

Wiec zaczelam z nim dyskusje. Ze ja swoje obowiazki wykonuje solidnie, ze wszystko jest sprawdzane i udokumentowane. Nawet nie wiem jak, ale w pewnym momencie on zaczal na mnie krzyczec, uzywac tonu i jezyka, ktorego nikt nie powinien uzywac w miejscu pracy. Powiedzial mi, abym mu nie przerywala, jak on mowi (zamknelam sie), ale jak ja mowilam, on mi nie dal dojsc do glosu, i krzyczal nade mna, na przyklad.

Po spotkaniu N zadzwonila do mnie, zapytala, czy jestem ok. Nie bylam. Plakalam. Pierwszy raz (drugi, ale pierwszy tez byl przez niego)plakalam przez prace. Nikt nigdy mnie tak nie potraktowal, jestem dosyc gruboskorna. Ale plakalam.

Caly weekend myslalam nad tym, co zaszlo. Czy moze ja bylam zbyt ‘polska’, i zbyt duzo i glosno i otwarcie i bezposrednio sie odzywalam? Moze to ja jestem nie w porzadku, a nie on?

Dzisiaj N rozmawiala ze mna, i powiedziala mi, ze jego zachowanie jest nie do zaakceptowania. Ze to, jak sie do mnie odzywal, nie powinno sie nigdy wydarzyc. Ze on uwaza, ze jest lepszy od nas, i ze moze nami rzadzic. Zapytala, co chce zrobic. Czy my obydwie bedziemy w jakis sposob starac sie go utrzymywac w ryzach, czy tez chce zlozyc skarge do przewodniczacych zarzadu. Poniewaz do tej pory nie udalo sie nam (mi i N) zapanowac nad skarbnikiem, powiedzialam, ze chce zlozyc skarge.

N porozmawiala z zarzadem, i jutro mam z nimi spotkanie na ten temat. Chca wysluchac, co mam do powiedzenia. Pozniej spotkaja sie tez ze skarbnikiem, aby wysluchac jego strony.

Chyba otworzylam puszke Pandory.

Do jutra musze zdecydowac, jaki mam plan dzialania. Podobno jesli zloze pisemna skarge, to bedzie sie to wiazalo z ogromem pracy i procedur (domyslam sie). Skarbnik jest osoba zlosliwa, pamietna, wiem, ze bede miala teraz przechlapane z nim.

Myslalam, ze moge poprosic o przeprosiny z jego strony, wiem, ze dla niego to bedzie wielka kara, zwazywszy na to, jaki jest i z jakiej kultury sie wynosi….

Moze Wy macie jakies pomysly? Jak podejsc do jutrzejszego spotkania?