Czwartek, 30 marca. Dzien 0
Siedze na spotkaniu. Cala nasza organizacja sie zebrala osobiscie na spotkanie firmowe. Rozmawiamy o tym, co kto robi, jak mozemy wspolprace udoskonalic, tego typu dyrdymaly.
Dzwoni siostra. Zazwyczaj bym nie odebrala, ale cos mnie tknelo. Siostra z placzem mowi, ze mame zabrali do szpitala. Ze miala bole w klatce piersiowej, czula sie okropnie, siostra zadzwonila na pogotowie, i zabrali ja do szpitala.
Ok, mowie do niej, idz tam, i dawaj znac co sie dzieje.
Po okolo 2 godzinach dzwoni znowu. Mama na OIOMie, nieprzytomna. Serce przestalo jej bic, i ja reanimowali przez poltorej godziny. Teraz lezy pod respiratorem, i nikt nie wie, co dalej bedzie.
Wrocilam na spotkanie, ale oczywiscie nie moglam sie skupic. W pewnym momencie wybieglam, bo juz nie moglam, szefowa za mna, co sie stalo. Wyslala mnie do domu.
Pojechalam do domu. Sprawdzilam loty. Mialam doslownie 30 minut aby sie spakowac i wyjechac na lotnisko, lot za 3 godziny.
Przylecialam do Polski, pozno wieczorem. Dowiedzialam sie, ze mama zle sie czula, siostra zadzwonila po pogotowie. Przyjechali w ciagu 4 minut, i natychmiast zabrali mame na pogotowie. Na pogotowiu jej serce przestalo bic. Dobrze, ze tam, bo od razu zaczeli robic reanimacje. Gdyby siostra zadzwonila na pogotowie o 2 minuty pozniej, gdyby pogotowie przyjechalo 3 minuty pozniej, moja Mama by juz nie zyla.
Piatek, 31 marca. Dzien 1
Poszlam do mamy do szpitala. Lezy pod respiratorem, rurki wychodza z kazdego mozliwego miejsca. Lekarz powiedzial, ze jak jechal do domu po zmianie, to nie spodziewal sie zobaczyc Mamy zywej rano jak wroci do szpitala, bo malo kto przezywa reanimacje, a co dopiero poltoragodzinna. Powiedzial, ze z ludzi, ktorzy jednak przezyli, 99% ma bardzo powazne uszkodzenia mozgu….
Mamusia nie moze sama oddychac. Jest w spiaczce. Ale ruszyla troche stopa, lekarz powiedzial, ze to dobry znak, ze to oznacza, ze jej mozg nie jest calkowicie zniszczony.
Sobota, 1 kwiecien. Dzien 2
Lekarz powiedzial, ze nie ma wiekszych zmian. Zaczeli zmniejszac dawke lekow nasennych (dali jej po to, bo dla mozgu to byl straszliwy wstrzas, wiec aby mozg mogl sie zaczac regenerowac musieli go wyciszyc). Byc moze za kilka dni zupelnie jej odstawia srodki nasenne, jesli dobrze bedzie reagowala. I jesli sie obudzi, to dobry znak.. I jesli bedzie w stanie oddychac sama, to sprobuja ja odlaczyc od respiratora…. Jesli, jesli, jesli.. nic nie mozna powiedziec na pewno, niczego nie mozna przewidziec.
Dzisiaj Mamusia troche sie ruszala, stopa, troche glowa. Jak powiedzialam cos waznego, na przyklad jak wspomnialam Zuzie (bo mowilam do Mamy caly czas). Zapytalam lekarza, czy to sa odruchy mimowolne, powiedzial, ze niekoniecznie, ze to moze oznaczac, ze Mama slyszy i czuje… w tym momencie Mamusia zaczela bardzo mocno ruszac stopami, i wrecz zaczela podginac kolano, zupelnie jakby nam chciala dac znac, ze tak, ze nas slyszy. A moze to byla tylko moja zludna nadzieja?
W pewnym momencie wspomnialam kota, ktory ja ugryzl jakis czas temu, Mamusia zaczela reagowac, jej twarz sie wykrzywila, jakby chciala plakac, abo powiedziec cos, ale nie mogla i byla bardzo sfrustrowana… tak gwaltownie zareagowala, ze musialam zawolac pielegniarke, bo balam sie co sie dzieje.
Przyjechala Zuzia do Polski, do Babci.
Poniedzialek, 3 kwiecien. Dzien 4
Weekend mina bez zmian, a dowiedziec tez sie nie mozna bylo niczgo, bo lekarz weekendowy ‘nie zna pacjentki’ (a dokumentacji nie czytal?). Probowali wybudzic ja ze spiaczki, ale zle zareagowala, wiec znow srodki nasenne.
Dzisiaj sa urodziny Zuzi…
Wtorek, 4 kwiecien. Dzien 5
Ponowna proba odstawienia lekow nasennych. Mamusia jest przywiazana do lozka. Lekarz powiedzial, ze otworzyla oczy na krotko okolo 13. Podczas mojej wizyty (na OIOMie wizyty sa ograniczone do 1 godziny dziennie) Mamusia krztusila sie, probowala sie pozbyc tuby od respiratora, pielegniarka kazala wszystkim wyjsc z sali. Jak wrocilam, Mamie lecialy lzy po policzkach.
Lekarz powiedzial, ze zdecydowanie czuje bol. To chyba dobrze?
Dowiedzialam sie, ze redukowanie lekow nasennych nie ma nic wspolnego z tym, czy Mama moze sama oddychac, czy nie, to jest powiazane z tym, czy mozg sobie poradzi z rzeczywistoscia i pelna (hmmm) swiadomoscia.
Ponownie lekarz potwierdzil, ze zwazywszy ze ja reanimowali przez poltorej godziny, radzi sobie dobrze.
Chcialabym tylko powiedziec, ze jestem bardzo wdzieczna, ze nie zaprzestali reanimacji po pol godzinie, ze kontynuowali, ze sie nie poddali…
Sroda, 5 kwiecien. Dzien 6
Mamusia sie dzisiaj obudzila!!! Lekarka odlaczyla wszystkie srodki nasenne (odwazna decyzja!), odlaczyli ja od respiratora, i Mamusia jest przytomna! Kiedy zobaczyla Zuzie i mnie, jak wchodzilysmy na sale, najpierw sie usmiechnela, a pozniej poplakala, jak jej powiedzialam, ze ja kocham. Nie moze mowic (szeptem pojedyncze slowa wypowiada), ale powiedziala: “Zycie jest krotkie”… uscisnela mi reke.. Nie myslalam, ze zobacze Mamusie zywa. A jesli nawet przezyje, myslalam, to bedzie nieprzytomna, lub z mozgiem, ktory w ogole nie pracuje…
Stal sie cud. Cud.
Piatek, 6 kwiecien. Dzien 8.
Przeniesli Mamusie z OIOMu na oddzial wewnetrzny, na sale zwiekszonego monitoringu, czy jakos tak.
Mamusia juz normalnie mowi, i rozpoznaje nas. Probuje sama jesc, chociaz kiepsko jej to idzie, ma problem z koordynacja reki do ust. Nie potrafi palcem nosa dotknac.
Jest wyciszona, i zginelo jej tak cos okolo 20 lat. Nie ma w ogole pamieci krotko i srednioterminowej. Myslala, ze pracuje w Warszawie (18 lat temu to bylo), nie wie, co to jest coca cola, powiedziala, ze na emeryture odeszla w 1973 (20 lat wtedy miala). Ale pamieta niektore rzeczy, na przykolad ze Zuzia studiuje… Prezydentem jest Kwasniewski.
Ale zyje. Zyje, i to jest cud.
Sobota, 15 kwiecien. Dzien 17.
Wypisali Mamusie do domu. Chcialam, bo mam kilka dni jeszcze w Polsce, wiec chcialam, aby pobyla w domu, zeby ustawic to wszystko jakos zanim wyjade, bo jak wyjade, to siostra sama zostanie z opieka nad Mama.
Mamusia nie pamieta niczego co sie dzieje teraz. Mozna jej pokazac zdjecie, i za 2 minuty znow sie pyta o to samo zdjecie. Pamietacie dzien swistaka? No, to tak jest co minute. Na przyklad.
Zuzia juz pojechala?
Tak, pojechala, tydzien temu.
A gdzie jest?
Na uniwersytecie.
Dwie minuty pozniej:
Zuzia juz pojechala?
Tak, pojechala, tydzien temu.
A gdzie jest?
Na uniwersytecie.
Nie potrafi rowniez wstac. Wypozyczylysmy z siostra taki chodzik. Podnosimy Mamusie z siostra, i z wielkim wysilkiem dochodzi do toalety. Pozniej znow ja trzeba podniesc. Ale przynajmniej sama chodzi i nie musi miec pieluchy lub do basenu….
Dzisiaj, 15 maj, poniedzialek.
Wrocilam do Anglii, bo nie mialam wyjscia. Siostra zostala sama, i sama sie opiekuje mama caly czas. Trzeba Mamusi przypomniec, aby zeby umyla, zaprowadzic ja do toalety, przygotowac jej jedzenie… Na pewno jest jej ciezko. Siostrze.
Dzisiaj Mamusia wciaz nie pamieta co sie jej powie…. no juz Ci mowilam 20 razy, ktorego przylatuje… a tak mi jakos umknelo… Pamietasz, Mamus, jak bylam dzieckiem, i mi mowilas, ze mi jednym uchem wpada, a drugim wypada? To teraz Ty tak masz… zasmiala sie. Dobrze, bo nie usmiecha sie czesto. Generalnie nie interesuje jej nic (zapytaj mnie cos… a co ja mam cie zapytac? No nie wiem, cos na temat mojego zycia! A ja tam nie wiem, co mam cie zapytac…). Pewnie dlatego, bo mozg bardzo ciezko pracuje nad tym, aby odbudowac zniszczone polaczenia pomiedzy neuronami. A to jest meczaca praca…
Ale chyba postepy sa, dzisiaj siostra mi powiedziala, ze Mama na balkon wyszla!
Jedna minuta zmienila zycie mojej Mamusi, mojej siostry, i moje. Juz nic nie jest tak samo, rzeczy, ktore byly oczywiste i ktore bralysmy za pewnik juz nie istnieja, zycie, jakie znalysmy, juz nigdy nie bedzie takie samo. Rownoczesnie, jedna minuta spowodowala, ze moja Mamusia wciaz zyje. Wciaz jest z nami. Ze dane mi bylo powiedziec jej, ze ja kocham, uslyszec, ze mnie kocha, poczuc uscisk jej ramion (ktorego myslalam juz nigdy nie doznam).
To jest cud, i nikt mi nie powie inaczej, bo jak czesto zdarza sie, aby osoba , ktorej serce zatrzymalo sie na 90 minut, byla w stanie w miare ok funkcjonowac?