7 stereotypow z Herbatolandii

Anglicy sa dziwni. To zupelnie inny narod. Oddzieleni od swiata hektolitrami wody, z setkami lat historii i nalecialosci, maja swoje mniejsze i wieksze nawyki i swoj wlasny sposob widzenia swiata.

Na przyklad.

  • Herbatka jest dobra na wszystko.

Doslownie. Kiedy przylecialam do Anglii zeby sobie tutaj pomieszkac (to juz 5 lat temu!!) wysiadlam z taksowki z walizkami. Nie zdazylam ich jeszcze do domu wniesc, kiedy podeszla do mnie wlascicielka domu, ktory wynajelam. Zaczelysmy sobie rozmawiac, po chwili wyszla sasiadka zeby do pogawedki dolaczyc. Sasiadka powiedziala, ze dobra herbata pomoze mi od razu na zmeczenie. Nie mam herbaty, powiedzialam. Nie szkodzi, zaraz Ci przyniose kilka torebek, i ciasteczka. Ale niestety, nie mam czajnika, zeby wode zagotowac. Sasiadka za glowe sie zlapala! Biedne dziecko, powiedziala, nie ma czajnika! Do czego to podobne!

Albo kiedys kolezanki sie spotkaly, i jedna miala wielki problem z synem, zaczela plakac. Co zrobila druga? Objela ja? Pocieszyla? Doradzila? Nie. Zrobila filizanke herbaty.

Herbate pije sie z mlekiem, i tylko z mlekiem. Mozna wlac mleko do herbaty. Lub wlac mleko, do tego wrzucic torebke herbaty, i zalac to wrzatkiem.

Herbate pije kazdy. No, chyba ze nie pije, wtedy cos jest z nim nie tak i nie mozna mu zaufac.

 

  • Dzien bez rozmowy o pogodzie jest dniem straconym

Pogode kazdy sprawdza codziennie, kilka razy na dzien. Gdy nie ma co powiedziec, to sie mowi jedna z dwoch rzeczy:

– No i znowoz pada, co za pogoda!

Lub:

– Jaka piekna mamy pogode! To jest pierwszy, i ostatni dzien lata! Chyba zrobie pranie…

Bo tutaj pranie sie robi w zaleznosci od pogody – w dni sloneczne. Wtedy tez wyciaga sie grilla, gdzie mezczyzni z puszka piwa w dloni poca sie nad kopcacym sie miesem, a kobiety z lampka wina siekaja warzywa na surowke.

 

  • Kolejki sa sportem narodowym

W kolejce ludzie ustawiaja sie wszedzie. W sklepie, czy kinie, to oczywiste. Ale rowniez, na przyklad, na przystanku autobusowym. Stanie w kolejce jest czyms oczywistym, naruszenie tego niepisanego prawa jest wysoce niemoralne, Anglicy niezwykle sie obruszaja, gdy ktos probuje wepchnac sie bez kolejki, ale brakuje im bezposrednosci (polskiej?) aby w sposob otwarty powiedziec: spadaj na koniec! Beda kwekac, stekac, jeczec po cichu i pod nosem, przewracac oczami, ale glosno zazwyczaj nic nie powiedza.

 

  • Jak nie wiesz, co powiedziec, powiedz “Przepraszam”

Ktos wszedl na Ciebie na ulicy? Powiedz “Przepraszam”.

Cos nie jest Twoja wina? Powiedz: “Przepraszam, ale to nie jest moja wina!”

Ktos nie ma racji? Powiedz: “Przepraszam, ale nie masz racji”Dostaniesz lociem w tlumie pod bok? Nie zapomnij powiedziec “Przepraszam”

 

  • Jak juz przeprosisz, to podziekuj.

Slowo dziekuje rowniez jest w angielskim slowniku obecne na kazdym kroku.

Typowa transakcja w sklepie wyglada tak: Podajesz sklepowej bluzke.

Sklepowa: Dziekuje (1). Skanuje, mowi cene.

Ty: Podajesz gotowke i mowisz: Dziekuje (2).

Sklepowa: Dziekuje (3). To bedzie tyle a tyle reszty. Podaje Ci reszte. Dziekuje (4) mowi.

Ty: odbierasz reszte, mowisz dziekuje (5).

Sklepowa zapakowala juz Twoja bluzke, podaje Ci Torbe z bluzka.

Ty: Dziekuje (6).

Sklepowa: Dziekuje (7), do widzenia!

No to ja juz dziekuje, skoncze ten punkt.

 

  • Jedynym jezykiem na swiecie jest jezyk angielski

Nie trzeba sie innych jezykow uczyc, bo kazdy przeciez mowi po angielsku, nie? A jak nie mowi, to powinien, przeciez to skandal, zeby taksowkarz na Majorce, gdzie jedziemy na All Inclusive wakacje mowil po hiszpansku!!!

 

  • Reguly sa po to, zeby je przestrzegac

Koniec kropka.

redlightwaithere(Napis: Prosze czekac, gdy jest czerwone swiatlo).

Wloski dzien w Londynie

Pojechalam do Londynu na randke. A ze juz i tak mialam byc w tym Londynie, i i tak juz kupilam bilet, to pomyslalam, ze upieke dwie pieczenie przy jednym ogniu, i spotkam sie z dwoma panami, a co. Jakos tak sie zlozylo, ze obydwoje panowie byli Wlochami. Przez przypadek.

W pociagu popsul mi sie pasek. Co sie robi, jak sie popsuje pasek? Reperuje sie go nitka do zebow. Swietnie dziala, wyglada nieco mniej szykownie.

Pan Pierwszy byl umowiony o 12:30. Umowilismy sie w pieknym, eleganckim i bardzo ‘wyszukanym’ barze na szczycie wiezowca, z pieknymi widokami na City.

Pan Pierwszy juz o 12:25 pisze, ze glowne wejscie znajduje sie od strony hotelu. Dotarlam na czas. Pan pierwszy ucalowal moj policzek, przepuscil mnie w drzwiach, pozwolil wybrac, gdzie usiadziemy. Totalny gentleman. W pewnym momencie uprzedzil mnie, ze bedzie musial wracac do pracy, ze mowi mi o tym teraz, zebym nie myslala, ze on ucieka, ale ze piatki sa w jego firmie najbardziej goracymi dniami i ze on bardzo chce mnie znow spotkac. I zapytal, czego nie jadam, bo jakbym zaakceptowala jego zaproszenie w przyszlosci na obiad, to zeby wiedzial, co planowac.  Pan Pierwszy nigdy nie mial zony, dzieci tez nie ma. Na razie nie wie, ze ja mam.

Pan Pierwszy byl troche lysy.

Pan Drugi, dla odmiany, na glowie mial cos, co wygladalo jak klebek welny potargany przez kota. Wloch, jak juz wiecie. Umowilismy sie na 15. Mialam godzine przed randka, wiec wybralam sie na zakupy na Oxford street. Nic nie kupilam, bo zniechecily mnie dzikie tlumy, ktore zawsze sa na tej ulicy. A, warto dodac, ze jezyka angielskiego na Oxford Street sie nie uslyszy.

Dotarlam do baru o 15 punktualnie, glodna jak wilk, liczac na lunch. Pana Drugiego nie bylo. Rozejrzawszy sie szybko po barze doszlam do wniosku, ze lunchu to chyba raczej nie bedzie.

O 15:02 Pan Drugi przybyl. Usciskal mnie tak, jakbysmy byli kochankami nie widzacymi sie przez caly tydzien. Wymasowal mi tez plecy. No ok. Cieple powitanie.

Zamowilismy sobie piwo (mala butelka £5). O 15:04 Pan Drugi polozyl dlon na moich plecach, i przesuwal ja namietnie od gory do dolu.

O 15:06 zlozyl pocalunek na moim ramieniu.

Pan Drugi stal tuz obok mnie, tak blisko, ze widzialam kazdy por na jego skorze.

Gdy mu powiedzialam, ze nie bardzo lubie, jak mnie caluje w ramie (raz po raz), to mi powiedzial, ze on jest Wlochem, ze Wlosi tacy sa! Hmmm, czyzby? Ten pierwszy jakos bardziej cywilizowanie sie zachowywal, ale przeciez nie moglam tego powiedziec.

Po kilku kolejnch pocalunkach zalozylam kurtke, mimo, ze goraco bylo jak nie wiem co. Poce sie, mecze sie z goraca, ale Pan Drugi czasu nie marnuje i sie nie zniecheca, kladzie reke na moim kolanie. Potem probowal polozoyc ja na moim brzuchu. No bo w koncu jest Wlochem!

W pewnym momencie zadzwonil jego telefon. Odebral, i wyszedl z baru rozmiawiac. Mija piec, dziesiec minut. Skonczylam piwo. Zamowilam wino. Minelo kolejnych piec minut. Pan Drugi wraca, i sie tlumaczy, ze to praca, ze chyba bedzie musial wracac (na telefonie widze pelno wiadomosci z What’s up, to raczej nie praca), ale zaraz, zaraz, moze nie, moze cos sie da zrobic, i znow wybiega, z telefonem w dloni. Poczekalam kolejne piec minut, wypilam pol lampki wina, zapytalam barmana, czy jest jakies drugie wyjscie. Nie bylo, wiec zaryzykowalam, zebralam torebke i wszylam wyjsciem glownym.

Pan Drugi stal pod barem i esemesy slal. Nie zauwazyl, jak wymknelam sie z baru.

Przyznaje, to byla pierwsza randka w moim zyciu z ktorej ucieklam! Doslownie ucieklam!

Odetchnelam dopiero w pociagu. Dobrze, ze jade do domu. Cale to randkowanie to ciezka praca!!

 

Czysty, ale nie dziala.

Znacie te paskudne zacieki od kropel wody na kabinie prysznicowej? No wlasnie.

Znalazlam swietne rozwiazanie. Podobno dziala za kazdym razem, i jest tanie! No to zrobilam tak, jak mi kazali: przygotowalam miksture, spryskalam nia kabine, przetarlam gabka, i to tyle – teraz wystarczy tylko splukac.

Niestety, splukanie okazalo sie zadaniem najtrudniejszym, poniewaz dokladnie w tym momencie (zlosliwosc rzeczy martwych!) prysznic sie zepsul – guzik, ktorym wlacza sie prysznic wpadl do srodka. I dupa blada.

Musialam splukiwac wiaderkiem. Uwierzcie mi, zadanie nielatwe.

Wieczorem zupelnie zapomnialam o tym, ze zepsul sie prysznic, i glowe wysmarowalam sobie olejem (bo mam taki plan, ze sie dochowam bujnych, dlugich, blyszczacych lokow. Kiedys. Pewnego dnia). Oczywiscie teraz mam problem, bo nie mam jak tego tluszczu z glowy zdjac. Jutro chyba bedzie gladko przylizana fryzura zakonczona kitka. No i wydatek rzedu okolo £400 na hydraulika i nowy prysznic.

Ale za to kabina prysznicowa blyszczy i lsni jak w domu pokazowym z Twojego Stylu.

Jesli ktos sie nie boi, ze go spotka podobny pech, oto przepis na cudowna miksture (ktora dziala!)

Pol szklanki octu podgrzac troche (ja nie grzalam, i tez zadzialalo), dodac pol szklanki Ludwika lub innego plynu do zmywania, wymieszac to wszystko (w butelce z ‘pryskaczem’) i spryskac tym kabine prysznicowa. Przetrzec gabka, splukac (ha ha ha), i juz.

Cabo San Lucas

Wieczorem dojechalysmy do ostatniego punktu podrozy – Cabo San Lucas.

Cabo San Lucas to miejsce, gdzie Morze Kortezyjskie spotyka sie z Oceanem.

San Lucas zdecydowanie jest najwiekszym miasteczkiem, ktore odwiedzilysmy w Baja California. Wielkie miasto, wielkie korki. Kraze dookola, probujac znalezc hotel. W koncu zobaczylam dwoch policjantow. Zatrzymalalm sie, zeby zapytac o droge. To tam, tamta ulica – mowi, pokazujac ulice za nami. Najlatwiej bedzie, jak po prostu cofniesz – radzi.

No tak. Stalismy na trzypasmowej, jednokierunkowej ulicy, pelnej samochodow. Postanowilam, ze chyba jednak raczej nie bede cofala, i postaram sie jakos odnalezc uliczke manewrujac wsrod ruchu jednokierunkowego.

Cabo San Lucas to miasto, do ktorego mlodzi (i starsi) Amerykanie przylatuja na imprezy. Pelno jest tutaj barow, dyskotek, a apteki reklamuja viagre i paracetamol.

 20150402_02.53.181

 Nasz hotel odzwierciedla ducha Cabo San Lucas – kolana mi zmiekly, jak weszlam do hotelu – pelno w nim bylo mlodego, umiesnionego miesa! Mniam. Jeden taki dwudziestoparoletni brodacz, totalnie pijany i/lub nacpany, tuz przy wejsciu obejmuje serdecznie Zuzie wykrzykujac:

– Witamy w Cabo San Lucas!!

Nasz pokoj znajduje sie przy samym basenie. A na basenie, co noc, odbywaja sie dzikie imprezy. Moze sie przylaczymy, skoro i tak spac dzisiaj nie bedziemy?

W Cabo San Lucas spedzilysmy cztery dni, odwiedzajac w tym czasie miasteczko San Jose Del Cabo (obydwa te miasta nazywane sa zbiorowo Los Cabos. Pomiedzy nimi, wzdluz wybrzeza, znajduja sie luksusowe osrodki wypoczynkowe, a przestrzen ta nazywa sie Corridor – Korytarz).

 

Jeden dzien przeznaczony byl na wycieczke do parku narodowego Cabo Pulmo, gdzie plywalysmy kajakiem, nurkowalysmy z fokami, i podziwialysmy przecudowne widoki.

20150330_20.57.02

 No jak tu nie byc dobrym czlowiekiem, jesli mozna wsrod takich widokow kajakiem plynac, podziwiac przyrode, i po prostu o niczym nie myslec?20150404_17.28.44_copy2

Tutaj wlasnie, w Cabo San Lucas, Zuzia obchodzila swoje 13 urodziny. Na obiad zjadlam kurczaka w sosie Mole – ze zdecydowanym smakiem czekolady! Dzieciom smakowalo, mi nieco mniej.

20150404_00.41.591

Cabo San Lucas bylo moim najmniej ulubionym miejscem – zatloczone pijanym tlumem amerykanskim, wszedzie ceny podawane sa w dolarach, nie w peso, a jak chcialam placic w peso, to kazdy patrzyl na mnie z wielkim zdziwieniem – co, gringo placi peso?

Ale bardzo bylo przykro opuszczac Meksyk. Chyba sie troche zakochalam, i po powrocie zaczelam sprawdzac, jak mozna byloby sie tam przeprowadzic. Zostalo mi troche peso. Moze nie bede sprzedawala? Moze kiedys jeszcze uda mi sie wrocic?

 IMG_60991

Todos Santos

Sroda, 1 kwietnia, prima aprilis. Co roku robie dzieciom zarty, i co roku sie nabieraja. W tym roku niestety nie udalo sie. Zuzia nie uwierzyla, ze jej kuzyn postanowil zostac ksiedzem, Ola nie uwierzyla, ze jej przyjaciolce wyrosly wasy.

Dzisiaj pojechalysmy do Todos Santos. Uwierzcie lub nie, pomimo, ze jest tylko jedna autostrada, i tak udalo mi sie zgubic. Potem sie na szczescie odnalazlam, dzieki Bogu za iPhony i mapy google!!

Todos Santos mialo byc miasteczkiem z charakterem, galeriami, mnostwem artystow… Okazalo sie miasteczkiem, ktorego ulice (piaszczyste, nie asfaltowe, oczywiscie) wypelnione sa czerwonymi turystami ze Stanow Zjednoczonych, chodzacych od jednego do drugiego sklepu wypelnionego turystycznym chlamem. Do tego kilka galerii z obrazami, ktorych ceny byly mocno wysrubowane (800 dolarow za malego bohomaza, na przyklad). I wiele agencji nieruchomosci – Amerykanie kupuja tutaj duzo domow, jak sie okazalo.

 IMG_60284

Ach, i tutaj wlasnie znajduje sie slynny hotel California – na pewno znacie ta piosenke.

IMG_6032

Jedynym plusem wycieczki do Todos Santos byl obiad – rzeczywiscie smakowity. A restauracja miala swoj urok – sciany i drzwi toalety byly zrobione z patykow, obok toalety byla kuchnia, w ktorej pani zmywala talerze w zlewie – nie mieli nawet zmywarki w tej restauracji.

Po kilku godzinach mialysmy juz dosyc Todos Santos, i postanowilysmy pojechac na plaze. Zjechalam z autostrady w miejscu, w ktorym myslalam, ze powinnam. Jechalysmy po bezdrozach przez pol godziny, pomiedzy chaszczami i kaktusami, waskimi piaszczystymi drozkami, krzaki chlastaja samochod. W koncu dojezdzam do konca jakiegos slepego zaulka, i musze zawrocic. Ale jak tu zawrocic, jesli droga jest szerokosci samochodu, ledwo co? Po 20 minutach krecenia w koncu udaje mi sie zawrocic samochod. Po kolejnych 20 w koncu dojezdzamy do plazy – przez zagajnik palmowy.

Plaza cudowna, prawie nikogo nie ma, dookola plazy skaly.

Wyjezdzajac z plazy podazylysmy za jednym takim samochodem wielkim, zakladajac, ze oni wiedza, gdzie jada. Wiedzieli. Dojechalysmy do autostrady bardzo szybko. A tam czekal na nas bardzo stromy podjazd. W  dodatku wielkie w nim dziury, wiec nie moglam sie rozpedzic, zeby sila rozpedu podjechac. Probuje wjechac, dosyc szybko, jakos sie udaje, a tu nagle tuz przy autostradzie wielkie bum! Walnelam podwoziem o bardzo wysoki ‘kraweznik’. Boje sie, ze podwozie rozwalilam, ze przod auta sie troche zmasakrowal. Musze wycofac. Ale jestem tuz nad brzegiem glebokiego rowu – doslownie 10 centymetrow, pol falszywego ruchu, i spadam do metrowego rowu.

Serce bilo mi jak szalone, pot mnie oblal. I tylko sobie powtarzalam: tylko nie panikuj. Dasz rade. Nie panikuj.

Podejscie drugie skonczylo sie smrodem palonych opon. Znow wycofuje.

W koncu udaje i sie wjechac na autostrade, za trzecim podejsciem. Wjechalam pod prad, bo tylko tak moglam. Dobrze, ze akurat nic nie jechalo. Zdecydowanie byl to jeden z najgorszych momentow w Meksyku.

 

Galopem wsrod kaktusow

Jak widzicie zmian wielkich w wygladzie bloga nie bedzie. Moge zmienic tylko rozmiar czcionki, i to tylko czcionki wpisu. Wszystko pozostale (naglowki, tytul, itp.) pozostaja takie same. A stary szablon obcina mi zdjecia… Zatem musimy poczekac, az Blox ulepszy nieco nowe szablony.

A tymczasem wracamy do Meksyku. Ostatnio wrocilysmy z wycieczki na wyspe Espritu Santo. Wieczorem poszlysmy do restauracji. Mieli happy hour, czyli trzy margerity za 100 pesos (okolo 23 zlote). Zartem zaproponowalam kelnerowi:

– To poprosze po jednej margericie dla kazdej z nas – wskazujac na Zuzie, i na 8 letnia Ole.

Kelner nieco zdezorientowany popatrzyl na Ole, zastanowil sie pol minuty, i mowi:

– OK.

Chyba tylko w Meksyku oferuja alkohol osmiolatkom 😀

Na obiad zamowilam sobie danie tradycyjna meksykanska potrawe, Molcajetes. Jest to mieso duszone w naczyniu z lawy (moje naczynie bylo w ksztalcie swinki), i moze sie skladac z jednego, dwoch lub trzech rodzajow miesa. Podawane z kaktusem, meksykanska kielbasa, serem, cebulkami i zielonym sosem. Ja wybralam dwa rodzaje miesa – stek i krewetki. Bylo przepyszne, ale olbrzymie!

20150330_20.34.48

 

Nastepnego dnia, we wtorek, wybralysmy sie na konie. Przewodnik zawiozl nas na rancho. Oczywiscie zwyczajem meksykanskim trzeba bylo poczekac, bo nie bylo koni – biegaly sobie gdzies tam w gorach, i ranczer (??) musial je znalezc, zlapac i przyprowadzic z powrotem na farme. Zajelo mu to 90 minut. My w tym czasie ogladalysmy sobie kozy, krowy i kaktusy.

W koncu konie zostaly przyprowadzone, osiodlane (siodlal je szescioletni syn farmera), i wyruszylismy. Najpierw wsrod gor, cudownych kanionow, pozniej przez ‘las’ kaktusow, nad ocean. Przezycie niesamowite. Goraco bylo bardzo, ukurzone bylysmy strasznie, ale galop wzdluz brzegu oceanu – bezcenne uczucie!

W pewnym momencie przewodnik (ktory o jezdzie konnej nie mial zielonego pojecia) i jego kon staneli, i stoja. Po minucie mniej wiecej pytam sie:

– Dlaczego stoimy? Dlaczego nie jedziemy?

– Bo kon sie zatrzymal – odpowiedzial przewodnik.

😀

20150331_19.22.02

20150331_16.53.36

20150331_16.10.25

20150331_17.51.47

20150331_17.19.53

20150331_16.08.59