Malajska restauracja

Jak opisalabym malajskie jedzenie? Nie wiem. Moze jako mieszanke chinszczyzny, kuchni hinduskiej i tajskiej?
Na pewno Malajowie lubia swoje curry. I wsadzaja tam rozne kawalki miesa, nawet te najgorsze (najtlusciejsze, najbardziej kosciste, nic sie nie marnuje. Pewnie dlatego, iz sa to ludzie biedni). Ryz jest rowniez popularny.

[more]

Pewnego dnia wybralismy sie do malajskiej restauracji. Matt byl ubrany w szorty, a ze szortow nie toleruja, to kazali mu przywdziac 'spodniczke', zrobiona z batiku.

W restauracji byl bufet, gdzie mozna bylo sprobowac lokalnych specjalow.

Jak juz napisalam, przewazaly curry, wiekszosc dan byla niesamowicie ostra.

Popularne wsrod Malajow  sa rowniez ryby, roznorakie rybne sosy i polewy.

Dania sa przewaznie tlustawe.

Popularnym daniem jest  nasi lemak with condiments – czyli ryz, gotowany w mleku kokosowym, z roznymi dodatkami, takimi jak suszone rybki, jajko, kukurydza…

Jednym z deserow, ktore sprobowalam, byl ABC. ABC skladalo sie z lodow, lodu (takiego z zamrazalnika), syropu rozanego, brazowego cukru, fasoli i kukurydzi. I chociaz brzmi dziwacznie, smakowalo, o dziwo, calkiem fajnie!

 

 

Z dan, ktore najbardziej zapadly mi w pamiec:

– sfermentowana tapioka (smakowala nieco slodkawo, nieco kwasnie; troche jak kiszone ogorki, tyle ze bez ogorkow?);

– sago w kokosie; 

– durian. Durian to smierdzacy owoc. Albo sie go kocha, albo nienawidzi. Smierdzi tak mocno, ze w supermarkecie na odleglosc wiadomo, gdzie szukac duriana. Smierdzi tak mocno, ze w wiekszosci hoteli durian jest wrecz ZAKAZANY. Jednakze w Malezji jest to bardzo popularny owoc, sprzedawany wszedzie, nawet na ulicy. Durian na wierzchu jest zielony i ma kolce, w srodku jest mieciutki i bialy. Smak ma nieco slodkawy, i taki kremowy.

Dygresja: Przeczytalismy w przewodniku, ze najlepsze danie z duriana to nalesniki w hotelu Madarin Oriental. Jednego dnia wybralismy sie do hotelu aby sprobowac tych nalesnikow. Niestety, restauracje otwierali dopiero o 19 (a byla godzina 16). Na szczescie pan w recepcji byl tak mily, iz zamowil nam te nalesniki jako 'room service' (obsluga gosci w pokoju). Przyniesiono nam trzy nalesniczki, za 15 ringitts. Kelner powiedzial: te nalesniki sie je, zamawia sie nastepna porcje, i nastepna, i nastepna, dopoki sie nie znudzi. Takie dobre one sa, te nalesniki. 

Zacheceni nieziemsko, ucieszylismy sie i z zapalem zabralismy sie do palaszowania nalesnikow z durianem. O zesz! Nie dosc, ze toto smierdzialo, to i smak byl niezbyt fajny. Musielismy jednak zjesc wszystkie te smierdzace nalesniki, bo tyle trudu zadala sobie obsluga hotelu, ze byloby nieladnie zostawic chociaz odrobine tych slynnych nalesnikow.

Pozniej durian odbijal  mi sie przez caly dzien. A za kazdym razem chcialo mi sie wymiotowac.

Ja zdecydowanie naleze do grupy tych ludzi, ktorzy duriana nienawidza 🙂 

Wracajac do restauracji. Odbylo sie w niej rowniez  przedstawienie. Mozna bylo zobaczyc zajawke ze slubu malajskiego, gdzie goscie ida i blogoslawia pare mloda (pani mlodej daje sie odrobine ryzu na dlon, panu mlodemu sciska sie dlon); mozna bylo obejrzec malajskie i chinskie tance, mozna bylo obejrzec piekne, tradycyjne stroje. A na samym koncu mozna bylo zrobic sobie zdjecie z aktorami, i mozna bylo sobie z nimi potanczyc na scenie.

 

 

 

 

 

Zuzia tanczy na scenie

 

 

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.