Ten wpis powinien miec date 28 sierpnia 2004 (z powodu braku dostepu do internetu napisane to zostalo offline).
Pisze juz z Kataru. Jakims cudem udalo mi sie uzyskac wize – na 14 dni tylko, ale lepszy rydz niz nic. Wiza zostala zeskanowana i przeslana nam mailem (do Polski), zatem na granicy stawilismy sie nie tyle z wiza, co z wydrukiem wizy. Cala poddroz balismy sie, aby znow cos nie nawalilo, aby znow nas nie cofneli na granicy.
Na szczescie tym razem udalo sie bez wiekszych problemow. Odebralismy nasze walizki (te, ktore przylecialy z nami do Kataru 9 dni temu; kiedy nas cofneli z granicy, bagaze zostaly w Katarze). Po raz pierwszy w zyciu spotkalam sie z przeswietlaniem bagazy przy wjezdzie do krau (zazwyczaj sie to robi przy wyjezdzie). A tutaj przy wyjsciu z lotniska stoja maszyny i kazda walizka musi zostac przeswietlona. Jest to zwiazane z zakazem wwozenia alkoholu do Kataru. Oczywiscie, aby nie bylo za nudno, nasz bagaz musial zostac przeszukany. Kazali nam otworzyc walizke, bo wydawalo im sie ze widzieli w niej alkohol. Alkoholu oczywiscie nie bylo, ale wywalanie naszych osobistych rzeczy na oczach tylu ludzi nie bylo mile.
Przy wyjsciu z lotniska najbardziej uderzajacy byl upal (godzina 10 wieczorem) – 35 stopni, oraz wilgotnosc powietrza. Momentalnie, ale to naprawde w ciagu 10 sekund, poczulam ze sie cala kleje. To takie wrazenie, jakby sie bylo w saunie w ubraniu.
Wkrotce dojechalismy do willi. Jest to dom sluzbowy, w ktorym mieszka kilkoro pracownikow z firmy Matta (ci, ktorzy przyjechali tu na krotko). To miejsce jest ogromne!! Pokoj dzienny na dole jest niemalze wielkosci calego naszego warszawskiego mieszkania!! Do tego pokoj do pracy, kuchnia, jadalnia, przedpokoj…. Na pierwszym pietrze dwie lazienki "ogolne" i 4 sypialnie (w tym dwie z prywatna lazienka). Jest jeszcze drugie pietro, ale tam nie bylam.
Z tylu jest przepiekny, duzy basen. Caly dom jest ogrodzony wysoka sciana (jak wszystkie domy tutaj, zreszta). Takze w basenie mozna sie kapac na golasa, i nikt spoza domu nawet nie zobaczy.
Do Kataru przylecielismy z nadzieja wyleczenia naszego zalazkowego stadium alkoholizmu. Poniewaz sprzedaz alkoholu jest tu silnie kontrolowana (trzeba miec licencje, a do uzyskania licencji trzeba miec karte stalego pobytu, sponsora, i pewnie tysiac innych rzeczy), mielismy nadzieje, iz ilosc wypijanego przez nas piwa spadnie drastycznie. Niestety, a moze stety, juz pierwszego wieczoru nasze nadzieje okazaly sie plonne – Dave, jeden z mieszkancow willi, tuz po naszym przyjezdzie, zaproponowal nam….. piow. No i chciej tu czlowieku rzucic picie….